Japonia była na mojej liście must-see, więc gdy pojawiła się w końcu dobra okazja i okres na który nie miałem jeszcze nic zabookowane, długo się nie zastanawiałem. Bilety kupione w styczniowej „promocji” Iberii, za 800zł, na trasie SXF-MAD-NRT NRT-MAD-FRA. Teraz pozostało tylko upolować doloty i pomyśleć co chciałbym zwiedzić, a tak właściwie, to co uda się zobaczyć w ciągu zaledwie tygodnia pobytu na miejscu.
Wydawało się że podróż pozostaje niezwykle odległym terminem, lecz w końcu nastała pewna listopadowa noc i czas było wyruszać Lux Expresem na lotnisko Schonefeld. To ten dzień! Tzn. jeszcze nie do końca dzień zobaczenia samej Japonii, ale dzień początku podróży i ucieczki od pracy, codziennych obowiązków i lokalnej szarugi.
Lot Berlin – Bruksela nic specjalnego - przespany
:) Brukselskie lotnisko od ponad pół roku kojarzy mi się ze strefą walk, a stojący tam żołnierze tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że coś nie do końca halo w tej obecnej Zachodniej Europie. No ale może potrzebują takiego wzbogacenia kulturowego. Ich sprawa
;)
Afganistan? Nie, to tylko serce Unii Europejskiej
Autobusem pojechaliśmy do centrum (bilet 24h to 7,5€). Szybkie zahaczenie o miejsce noclegowe w celu zostawienia rzeczy i w miasto. Z racji że było zimno, często korzystaliśmy z autobusów. W końcu skoro mamy już bilety, to czemu nie. Po zmroku Bruksela prezentuje się naprawdę ładnie. Przy deptakach świąteczne dekoracje, uczucie tętniącego miasta, mnóstwo spacerujących osób i do tego: czekolada, wino i belgijskie frytki. Lecz myślami byliśmy już przy jutrzejszym dniu, kiedy to trzeba było wstać niezwykle wczas, gdyż nasz lot do Madrytu startował przed 8.
Czekolaaaaaada!
Siedlisko zła
:lol:
Na lotnisko dotarliśmy porannym autobusem. Tu spotkały nas dwie kontrole bezpieczeństwa. Jedna przed wejściem i druga w środku. Moja sałatka Rio Mare wywołała niemały popłoch przy security wewnątrz lotniska
:-P Airbus A320 całkiem wygodny, sporo miejsca na nogi. Generalnie przespałem niemal cały lot. W Madrycie czekała nas zmiana terminala. Drogowskazy informowały o tym, że to ciut dłuższy spacer. Do tego przejażdżka APM-em.
Chyba wszystko działa... mam nadzieję Krótka przebieżka
Trasa Madrid – Tokio obsługiwana A330-200 i tu duży zarzut do Iberii. Być może przeciętna Japonka, o wzroście 155cm, wracająca z corridy, jest w stanie wpaść pod fotel, ale wykarmiony za młodu mlekiem i witaminami, dojrzały mieszkaniec Europy płci męskiej potrzebuje ciut więcej przestrzeni. Szczególnie, że przy 14-godzinnym locie jasne jest, że osoba siedząca przed nami prędzej czy później uchyli fotel i sprawi że tej przestrzeni będzie jeszcze mniej.
Już prawie u celu Pierwsze promienie słońca nad płd-wsch rubieżami Rosji
Mimo powyższego lot zleciał mi dosyć szybko. Pierwsze godziny walczyłem ze sobą, końcówkę przespałem, tak aby przestawić się na czas tokijski. Obsługa samolotu miła i sprawna. Trzy posiłki. Na ich temat mogę powiedzieć tylko tyle, że były
:D
Samo zdrowie
;) Gdzieś tam jest japońska ziemia
Wylądowaliśmy koło 10 czasu lokalnego. Kontrola paszportowa niezwykle sprawna. Szybki stempelek i już byliśmy na japońskiej ziemi. Tu jeszcze tylko odebranie biletów na Keisei Bus do centrum (900Y przez internet, 1000Y na miejscu), kupno JR TOKYO Wide Pass oraz 3-dniowych biletów na metro. Najpierw odebraliśmy bilety na autokar, na konkretną godzinę. Niestety okazało się że stanowisko kupna JR Pass-ów, które znajduje się obok jest dzisiaj nieczynne i musieliśmy grzecznie ustawić się w kolejce w punkcie zlokalizowanym piętro niżej, gdzie stali wszyscy odbierający JR Rail Passy. Troszkę to trwało, przez co ponownie zawitałem do stanowiska Keisei Bus, aby przesunąć godzinę (na zabookowany wcześniej autokar po prostu nie zdążyliśmy). Tu od razu spotkałem się z japońską życzliwością. Pani z uśmiechem na ustach, bez żadnego zająknięcia, czy krzywego (pomijając naturalny kształt oka) spojrzenia zmieniła odjazd na najbliższy autobus. Czas ruszać w miasto! Z racji że było po 11., a my przestawialiśmy się na czas lokalny całą podróż busem… przespaliśmy (ogrzewanie zrobiło swoje
:P ).
To chyba na serio Tokio
Bus dowiózł nas pod centralny dworzec kolejowy Tokio. Wystarczyła tylko przesiadka na metro i już byliśmy w drodze do Minato, a konkretnie Azabu-Juban (koszt metra to 170Y od osoby).
Uchwyty do trzymania się zębami
Po krótkich spacerach odnaleźliśmy się w japońskim sposobie oznaczania ulic oraz numerowania budynków i w końcu mogliśmy zostawić nasze rzeczy w mieszkaniu wynajętym przez Airbnb (100zł noc/os.). Szybkie przeorganizowanie i czas ruszać na pieszy rekonesans okolicy. Czyli klasyczne: co, gdzie, jak? Accuweather straszyło nas opadami tego dnia. Na szczęście można na nich liczyć i dzięki temu cieszyliśmy się ciepłą pogodą, bez jakiegokolwiek deszczu
:) W niedalekim sąsiedztwie naszego noclegu znajdowały się The Prince Park i Tokyo Tower oraz dzielnica Roppongi. Dopiero jutro zacznie się intensywne zwiedzanie…
Kumano Shrine & Tokyo Tower
cdn…Podbój Japonii - dzień drugi. Pełni energii i głodni (choć po pierwszych rarytasach z 7eleven) odwiedzenia ciekawych miejsc postanawiamy rozpocząć zwiedzanie od sztucznej wyspy Odaiba, na której znajduje się muzeum nauki Miraikan, ale na którą nie kursuje metro (toż to skandal!). Do celu jest 7km, decydujemy się na pieszą wędrówkę. Tym bardziej, że po drodze jest Rainbow Bridge i jego 800m promenada. Tu po raz kolejny spotykamy się z japońską kulturą i gościnnością. Od strony Minato na most dostać można się przy pomocy wind. Mieliśmy przed sobą wycieczkę szkolną, więc grzecznie czekaliśmy na swoją kolej. W pewnym momencie opiekunka grupy dosłownie jednym słowem usadziła maluchy na podłodze i zaczęła im coś opowiadać. Dwóch panów z obsługi mostu, widząc że czekamy, szybko kazało zrobić nam miejsce, abyśmy mogli przejść. Dodatkowo jeden z nich odwiózł nas na górę , gdzie jeszcze raz przeprosił za zaistniałą sytuację, zamaszyście, wielokrotnie kłaniając się przy tym w pas. Szybko jednak przechodzą nam zachwyty nad urokami Zatoki Tokijskiej. Skutecznie rozwiały je podmuchy wiatru, dające o sobie znać na wysokości 50m, świst przejeżdżających aut oraz łomot, zgrzyt i dudnienie metalowych elementów ogrodzenia. Generalnie nie polecam tego miejsca na randki, a już broń Boże na oświadczyny
;)
Na całe szczęście wkrótce schodzimy z mostu i docieramy do Miraikana, który we wtorki jest... nieczynny :/ Sprawdzałem przed wyjazdem stronę muzeum, ale kompletnie zapomniałem że dziś wtorek i że to właśnie ten dzień, gdy nie wejdziemy. Generalnie rozpacz trwała tyle, ile spacer do pobliskiego Mega Web. Są to hale Toyoty, gdzie na sporej powierzchni możemy pooglądać różne modele aut japońskiego producenta, pograć na symulatorach, obejrzeć inne zabytkowe samochody, a nawet wziąć wybrane przez siebie auto na jazdę testową po ponad kilometrowym torze. I tylko ta ostatnia atrakcja jest płatna (300Y)!
Kontynuując piesze wędrówki udajemy się w kierunku Tsukiji Market i do pobliskiej stacji metra, gdzie po raz pierwszy korzystamy z 72-godzinnego biletu. Na tokijskie metro składa się 285 stacji, rozmieszczonych na 13 liniach, należących do dwóch przewoźników. Tokyo Subway Ticket (1500Y) pozwala na poruszanie się po całej siatce, bez ograniczeń.
Udajemy się do Akasaka Palace. Tu swoją osobą wprowadziłem zamęt, gdy trzy osoby szukały dla mnie kawałka papieru w który mogę wypluć gumę
:lol: Na terenie kompleksu nie wolno jeść, a kosz w Japonii to rzadkość. Mała dygresja – w Tokio niemal nigdzie na ulicy nie ma śmietników, a mimo to wokół jest niezwykle czysto. I do tego wymyte, nawoskowane i wypolerowane na błysk samochody, dopełniają efekt doskonałości miasta. Ale wracając do głównego wątku, w tym miejscu też, po raz pierwszy, zobaczyłem czemu w Japonii bezrobocie wynosi tylko 3%. Czterech policjantów, z pełną powagą i zaangażowaniem przeprowadzało pieszych, przez drogę po której przejeżdża jeden samochód na 5 minut. Najfajniej wyglądała zmiana sekwencji, gdy przechodnie czekali, a pierwszeństwo miały samochody. To nic, że ich nie było
:D
Walka z bezrobociem
Następnie pieszo (a jakże) podążamy w kierunku Tokyo Midtown i parku tuż obok hotelu Ritz. Udaje nam się akurat trafić na wielką, świąteczną iluminację. Jeszcze szybki wypad, w celu zobaczenia Akiby wieczorem. Dużo światła, dużo kolorów, dużo ludzi. Wszechobecne kluby z automatami, sklepy z figurkami i inne uciechy, szczególnie dla panów. Gdyby ktoś zgłodniał, to co parę metrów spotkać można przeróżne knajpki. Ufff, dużo w nogach, więc czas wracać się przespać. Jutro kolejne kilometry do wychodzenia.
Ciąg dalszy walki z bezrobociem
Okazyjna oferta
szamu szamu
Cdn…Oczywiście że miałem. Noszę zawsze takie podstawowe rzeczy w moim mini plecaczku z decathlonu za 9,99zł z przesyłką
:D Tylko po prostu, po zwróceniu mi uwagi, że nie powinienem tutaj żuć gumy, odruchowo ją wyjąłem z ust i rozejrzałem się w poszukiwaniu kosza. Widocznie to był dla nich swego rodzaju jakiś dyshonor, że nie przewidzieli takiej sytuacji, więc szybko zaczęli działać. I tak cud że nikt przeze mnie sepuku nie popełnił
:lol:Wyspani, wyruszamy w kierunku nieznanego (przynajmniej dla nas). Na początek Shinjuku, a konkretniej taras widokowy zlokalizowany na 45. piętrze Tokyo Metropolitan Government Building.
Zanim o samym miejscu, muszę jeszcze wspomnieć (nim zapomnę
:P ) o metrze tokijskim. To niemal drugie miasto. I nie mówię tu o ilości stacji i długości torów, ale o samych przejściach i łącznikach między nimi. Czasem wiją się kilometrami (dosłownie). Z Shinjuku do wspomnianych budynków rady miejskiej można dojść podziemiami, a to dobre pół kilometra. To samo koegzystujące ze sobą stacje, jak np. Tameike-sanno i Kokkai-gijidomae. Podążamy ruchomymi schodami w górę, w dół, krętymi korytarzami, peronem jeszcze innej linii metra, znów schodami, aby dotrzeć na interesującą nas stację przesiadkową. A najlepsze jest to, że wszystko jest świetne oznakowane i naprawdę ciężko się zgubić.
Wracając do Tokyo MGB, taras widokowy jest bezpłatny. Przy wejściu do biurowca jest pobieżna kontrola. Kawałek dalej czeka miła pani, która kliknie nam w windzie guzik, żebyśmy dojechali we właściwe miejsce, mimo że na panelu są tylko trzy przyciski: 1, 45 i stop. Ale co tam, przynajmniej kobiecina nie siedzi w domu
;) Na górze możemy obserwować miasto we wszystkich kierunkach. Na środku przestrzeni znajdują się sklepiki z duperelami. Trochę jak na odpuście. Generalnie można by je kompletnie olać, gdyby nie migoczące od nich światełka, które przeszkadzają w robieniu zdjęć. Na tym piętrze, podobnie jak na dole, pracuje druga pani guziczkowa, która sprowadza nas dokładnie w to miejsce, z którego wyruszyliśmy. Profesjonalistka!
Ruszamy – zaskoczenia nie będzie – pieszo poszwendać się trochę po centrum Shinjuku, a następnie metrem w kierunku Chiyody. Biorąc przykład z miejscowych, przesypiam niemal całą trasę. Japończycy raczej nie rozmawiają. Ba, oni nawet unikają kontaktu wzrokowego ze sobą, więc jedyne co przerywa ciszę, to dżingielki na kolejnych stacjach, informujące o zamykaniu drzwi (szczerze polubiłem te muzyczki
:D ). Odwiedzamy Yasukuni Shrine i pobliskie muzeum wojny, które jest hołdem dla dzielnych, niosących pokój i wyzwolenie, japońskich żołnierzy, którzy walczyli o lepsze jutro Azji. Czy jakoś tak
;)
Jaruzelski? Głodzilla Duuuuże Shinmei torii
Przechodzimy na drugą stronę ulicy, gdzie znajdują się ogólnodostępne Ogrody Pałacu Cesarskiego. Tu wiadomo - wszystko po japońsku – czyli perfekcyjnie. Przy wejściu dostajemy numerek, który zwracamy wychodząc. Taki system bezpieczeństwa, żeby nikt nie został na noc w krzakach. Trawa lepsza niż na stadionie Lecha
:lol:
Oczywiście że miałem. Noszę zawsze takie podstawowe rzeczy w moim mini plecaczku z decathlonu za 9,99zł z przesyłką
:D Tylko po prostu, po zwróceniu mi uwagi, że nie powinienem tutaj rzuć gumy, odruchowo ją wyjąłem z ust i rozejrzałem się w poszukiwaniu kosza. Widocznie to był dla nich swego rodzaju jakiś dyshonor, że nie przewidzieli takiej sytuacji, więc szybko zaczęli działać. I tak cud że nikt przeze mnie sepuku nie popełnił
:lol:
becek napisał:ale śmietnik wrzucasz, koszmarwyjmij chociaż ta komórę z futerałuBardzo przepraszam panie czepialski, że nie spakowałem do podręcznego profesjonalnej lustrzanki z zestawem obiektywów i kompletem softboxów. Twój post jest niezwykle pomocny dla osób czytających relację, które w najbliższym czasie planują wizytę w Japonii. Może też w wolnej chwili wrzucisz jakąś własną, żeby wszyscy mogli zobaczyć jak powinny wyglądać zawodowe ujęcia.Zdjęcia były wykonywane głównie aparatem, czasem komórką (akurat tego dnia, bardziej korzystałem z tego drugiego urządzenia). Ps. Jadąc gdzieś wolę spędzać czas podziwiając miejsca, atrakcje na żywo, a nie tracić czas na stanie i ustawianie 37 parametrów. Nie pracuje dla National Geographic. W pamięci chce mieć głównie wspomnienia, a zdjęcia są jedynie ich delikatną podporą.
@becek-widziałeś tu na forum relację bez zdjęć?
:shock: Zdjęcia nie są może super ale tragiczne też nie, mnie ta relacja nie zniechęca no ale ja już jestem zdecydowana więc klamka już zapadła tylko musi poczekać
;).
becek a Ty. 0 lotów, 0 km, 0% krajów. Jak dla mnie jesteś jedno wielkie 0 "ZERO". Mnie już autor relacji upewnił w moim wypadzie do Japonii. Ty dalej zbieraj ZERA :)
becekwiec nie ustawiaj i skup się na pisaniuwrzucać śmieci nie musisz, nie zachęcają do wyjazdu
A mnie twoje chaotyczne pisanie i brak interpunkcji nie zachęca do konwersacji z tobą. Jedyne śmieci, to właśnie te marne wypociny, które tu produkujesz. Sugeruję zapisać się na forum podróżnicze Canona (i przy okazji do lekarza) i tam się spuszczać nad zdjęciami. Nie podoba ci się - nie wchodź tu! Proste ;)
Myślałem że w tym croissancie było dużo chemii, ale chwilę później Iberia "uraczyła" nas kanapkami z mortadelą
:lol: ,które składały się wyłącznie z E-...
Fajna relacja i dzięki za podsumowanie kosztowe - wkrótce sam się wybieram do Tokio, więc wszelkie informacje się przydadzą
:)Mógłbym prosić o namiary na nocleg który wynajęliście przez Airbnb?
Gratulacje, fajna relacja.Polecam odwiedzenie Tokyo Skytree, nawet za 3000 "domków". Wyjatkowe widoki oraz wrazenia z jazdy winda pomiedzy poziomami 350m a 450m. Kolejki sa dlugie, ale ida bardzo sprawnie.Jesli chodzi o noclegi, to np. dobry hotel 3* mozna spokojnie zabukowac za 60 eur/noc za pokoj dbl.
Wydawało się że podróż pozostaje niezwykle odległym terminem, lecz w końcu nastała pewna listopadowa noc i czas było wyruszać Lux Expresem na lotnisko Schonefeld. To ten dzień! Tzn. jeszcze nie do końca dzień zobaczenia samej Japonii, ale dzień początku podróży i ucieczki od pracy, codziennych obowiązków i lokalnej szarugi.
Lot Berlin – Bruksela nic specjalnego - przespany :) Brukselskie lotnisko od ponad pół roku kojarzy mi się ze strefą walk, a stojący tam żołnierze tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że coś nie do końca halo w tej obecnej Zachodniej Europie. No ale może potrzebują takiego wzbogacenia kulturowego. Ich sprawa ;)
Afganistan? Nie, to tylko serce Unii Europejskiej
Autobusem pojechaliśmy do centrum (bilet 24h to 7,5€). Szybkie zahaczenie o miejsce noclegowe w celu zostawienia rzeczy i w miasto. Z racji że było zimno, często korzystaliśmy z autobusów. W końcu skoro mamy już bilety, to czemu nie.
Po zmroku Bruksela prezentuje się naprawdę ładnie. Przy deptakach świąteczne dekoracje, uczucie tętniącego miasta, mnóstwo spacerujących osób i do tego: czekolada, wino i belgijskie frytki. Lecz myślami byliśmy już przy jutrzejszym dniu, kiedy to trzeba było wstać niezwykle wczas, gdyż nasz lot do Madrytu startował przed 8.
Czekolaaaaaada!
Siedlisko zła :lol:
Na lotnisko dotarliśmy porannym autobusem. Tu spotkały nas dwie kontrole bezpieczeństwa. Jedna przed wejściem i druga w środku. Moja sałatka Rio Mare wywołała niemały popłoch przy security wewnątrz lotniska :-P
Airbus A320 całkiem wygodny, sporo miejsca na nogi. Generalnie przespałem niemal cały lot. W Madrycie czekała nas zmiana terminala. Drogowskazy informowały o tym, że to ciut dłuższy spacer. Do tego przejażdżka APM-em.
Chyba wszystko działa... mam nadzieję
Krótka przebieżka
Trasa Madrid – Tokio obsługiwana A330-200 i tu duży zarzut do Iberii. Być może przeciętna Japonka, o wzroście 155cm, wracająca z corridy, jest w stanie wpaść pod fotel, ale wykarmiony za młodu mlekiem i witaminami, dojrzały mieszkaniec Europy płci męskiej potrzebuje ciut więcej przestrzeni. Szczególnie, że przy 14-godzinnym locie jasne jest, że osoba siedząca przed nami prędzej czy później uchyli fotel i sprawi że tej przestrzeni będzie jeszcze mniej.
Już prawie u celu
Pierwsze promienie słońca nad płd-wsch rubieżami Rosji
Mimo powyższego lot zleciał mi dosyć szybko. Pierwsze godziny walczyłem ze sobą, końcówkę przespałem, tak aby przestawić się na czas tokijski. Obsługa samolotu miła i sprawna. Trzy posiłki. Na ich temat mogę powiedzieć tylko tyle, że były :D
Samo zdrowie ;)
Gdzieś tam jest japońska ziemia
Wylądowaliśmy koło 10 czasu lokalnego. Kontrola paszportowa niezwykle sprawna. Szybki stempelek i już byliśmy na japońskiej ziemi. Tu jeszcze tylko odebranie biletów na Keisei Bus do centrum (900Y przez internet, 1000Y na miejscu), kupno JR TOKYO Wide Pass oraz 3-dniowych biletów na metro. Najpierw odebraliśmy bilety na autokar, na konkretną godzinę. Niestety okazało się że stanowisko kupna JR Pass-ów, które znajduje się obok jest dzisiaj nieczynne i musieliśmy grzecznie ustawić się w kolejce w punkcie zlokalizowanym piętro niżej, gdzie stali wszyscy odbierający JR Rail Passy. Troszkę to trwało, przez co ponownie zawitałem do stanowiska Keisei Bus, aby przesunąć godzinę (na zabookowany wcześniej autokar po prostu nie zdążyliśmy). Tu od razu spotkałem się z japońską życzliwością. Pani z uśmiechem na ustach, bez żadnego zająknięcia, czy krzywego (pomijając naturalny kształt oka) spojrzenia zmieniła odjazd na najbliższy autobus. Czas ruszać w miasto!
Z racji że było po 11., a my przestawialiśmy się na czas lokalny całą podróż busem… przespaliśmy (ogrzewanie zrobiło swoje :P ).
To chyba na serio Tokio
Bus dowiózł nas pod centralny dworzec kolejowy Tokio. Wystarczyła tylko przesiadka na metro i już byliśmy w drodze do Minato, a konkretnie Azabu-Juban (koszt metra to 170Y od osoby).
Uchwyty do trzymania się zębami
Po krótkich spacerach odnaleźliśmy się w japońskim sposobie oznaczania ulic oraz numerowania budynków i w końcu mogliśmy zostawić nasze rzeczy w mieszkaniu wynajętym przez Airbnb (100zł noc/os.).
Szybkie przeorganizowanie i czas ruszać na pieszy rekonesans okolicy. Czyli klasyczne: co, gdzie, jak? Accuweather straszyło nas opadami tego dnia. Na szczęście można na nich liczyć i dzięki temu cieszyliśmy się ciepłą pogodą, bez jakiegokolwiek deszczu :) W niedalekim sąsiedztwie naszego noclegu znajdowały się The Prince Park i Tokyo Tower oraz dzielnica Roppongi.
Dopiero jutro zacznie się intensywne zwiedzanie…
Kumano Shrine & Tokyo Tower
cdn…Podbój Japonii - dzień drugi. Pełni energii i głodni (choć po pierwszych rarytasach z 7eleven) odwiedzenia ciekawych miejsc postanawiamy rozpocząć zwiedzanie od sztucznej wyspy Odaiba, na której znajduje się muzeum nauki Miraikan, ale na którą nie kursuje metro (toż to skandal!). Do celu jest 7km, decydujemy się na pieszą wędrówkę. Tym bardziej, że po drodze jest Rainbow Bridge i jego 800m promenada. Tu po raz kolejny spotykamy się z japońską kulturą i gościnnością. Od strony Minato na most dostać można się przy pomocy wind. Mieliśmy przed sobą wycieczkę szkolną, więc grzecznie czekaliśmy na swoją kolej. W pewnym momencie opiekunka grupy dosłownie jednym słowem usadziła maluchy na podłodze i zaczęła im coś opowiadać. Dwóch panów z obsługi mostu, widząc że czekamy, szybko kazało zrobić nam miejsce, abyśmy mogli przejść. Dodatkowo jeden z nich odwiózł nas na górę , gdzie jeszcze raz przeprosił za zaistniałą sytuację, zamaszyście, wielokrotnie kłaniając się przy tym w pas. Szybko jednak przechodzą nam zachwyty nad urokami Zatoki Tokijskiej. Skutecznie rozwiały je podmuchy wiatru, dające o sobie znać na wysokości 50m, świst przejeżdżających aut oraz łomot, zgrzyt i dudnienie metalowych elementów ogrodzenia. Generalnie nie polecam tego miejsca na randki, a już broń Boże na oświadczyny ;)
Na całe szczęście wkrótce schodzimy z mostu i docieramy do Miraikana, który we wtorki jest... nieczynny :/ Sprawdzałem przed wyjazdem stronę muzeum, ale kompletnie zapomniałem że dziś wtorek i że to właśnie ten dzień, gdy nie wejdziemy. Generalnie rozpacz trwała tyle, ile spacer do pobliskiego Mega Web. Są to hale Toyoty, gdzie na sporej powierzchni możemy pooglądać różne modele aut japońskiego producenta, pograć na symulatorach, obejrzeć inne zabytkowe samochody, a nawet wziąć wybrane przez siebie auto na jazdę testową po ponad kilometrowym torze. I tylko ta ostatnia atrakcja jest płatna (300Y)!
Kontynuując piesze wędrówki udajemy się w kierunku Tsukiji Market i do pobliskiej stacji metra, gdzie po raz pierwszy korzystamy z 72-godzinnego biletu.
Na tokijskie metro składa się 285 stacji, rozmieszczonych na 13 liniach, należących do dwóch przewoźników. Tokyo Subway Ticket (1500Y) pozwala na poruszanie się po całej siatce, bez ograniczeń.
Udajemy się do Akasaka Palace. Tu swoją osobą wprowadziłem zamęt, gdy trzy osoby szukały dla mnie kawałka papieru w który mogę wypluć gumę :lol: Na terenie kompleksu nie wolno jeść, a kosz w Japonii to rzadkość. Mała dygresja – w Tokio niemal nigdzie na ulicy nie ma śmietników, a mimo to wokół jest niezwykle czysto. I do tego wymyte, nawoskowane i wypolerowane na błysk samochody, dopełniają efekt doskonałości miasta. Ale wracając do głównego wątku, w tym miejscu też, po raz pierwszy, zobaczyłem czemu w Japonii bezrobocie wynosi tylko 3%. Czterech policjantów, z pełną powagą i zaangażowaniem przeprowadzało pieszych, przez drogę po której przejeżdża jeden samochód na 5 minut. Najfajniej wyglądała zmiana sekwencji, gdy przechodnie czekali, a pierwszeństwo miały samochody. To nic, że ich nie było :D
Walka z bezrobociem
Następnie pieszo (a jakże) podążamy w kierunku Tokyo Midtown i parku tuż obok hotelu Ritz. Udaje nam się akurat trafić na wielką, świąteczną iluminację.
Jeszcze szybki wypad, w celu zobaczenia Akiby wieczorem. Dużo światła, dużo kolorów, dużo ludzi.
Wszechobecne kluby z automatami, sklepy z figurkami i inne uciechy, szczególnie dla panów. Gdyby ktoś zgłodniał, to co parę metrów spotkać można przeróżne knajpki.
Ufff, dużo w nogach, więc czas wracać się przespać. Jutro kolejne kilometry do wychodzenia.
Ciąg dalszy walki z bezrobociem
Okazyjna oferta
szamu szamu
Cdn…Oczywiście że miałem. Noszę zawsze takie podstawowe rzeczy w moim mini plecaczku z decathlonu za 9,99zł z przesyłką :D
Tylko po prostu, po zwróceniu mi uwagi, że nie powinienem tutaj żuć gumy, odruchowo ją wyjąłem z ust i rozejrzałem się w poszukiwaniu kosza. Widocznie to był dla nich swego rodzaju jakiś dyshonor, że nie przewidzieli takiej sytuacji, więc szybko zaczęli działać. I tak cud że nikt przeze mnie sepuku nie popełnił :lol:Wyspani, wyruszamy w kierunku nieznanego (przynajmniej dla nas).
Na początek Shinjuku, a konkretniej taras widokowy zlokalizowany na 45. piętrze Tokyo Metropolitan Government Building.
Zanim o samym miejscu, muszę jeszcze wspomnieć (nim zapomnę :P ) o metrze tokijskim. To niemal drugie miasto. I nie mówię tu o ilości stacji i długości torów, ale o samych przejściach i łącznikach między nimi. Czasem wiją się kilometrami (dosłownie). Z Shinjuku do wspomnianych budynków rady miejskiej można dojść podziemiami, a to dobre pół kilometra. To samo koegzystujące ze sobą stacje, jak np. Tameike-sanno i Kokkai-gijidomae. Podążamy ruchomymi schodami w górę, w dół, krętymi korytarzami, peronem jeszcze innej linii metra, znów schodami, aby dotrzeć na interesującą nas stację przesiadkową. A najlepsze jest to, że wszystko jest świetne oznakowane i naprawdę ciężko się zgubić.
Wracając do Tokyo MGB, taras widokowy jest bezpłatny. Przy wejściu do biurowca jest pobieżna kontrola. Kawałek dalej czeka miła pani, która kliknie nam w windzie guzik, żebyśmy dojechali we właściwe miejsce, mimo że na panelu są tylko trzy przyciski: 1, 45 i stop. Ale co tam, przynajmniej kobiecina nie siedzi w domu ;) Na górze możemy obserwować miasto we wszystkich kierunkach. Na środku przestrzeni znajdują się sklepiki z duperelami. Trochę jak na odpuście. Generalnie można by je kompletnie olać, gdyby nie migoczące od nich światełka, które przeszkadzają w robieniu zdjęć.
Na tym piętrze, podobnie jak na dole, pracuje druga pani guziczkowa, która sprowadza nas dokładnie w to miejsce, z którego wyruszyliśmy. Profesjonalistka!
Ruszamy – zaskoczenia nie będzie – pieszo poszwendać się trochę po centrum Shinjuku, a następnie metrem w kierunku Chiyody. Biorąc przykład z miejscowych, przesypiam niemal całą trasę. Japończycy raczej nie rozmawiają. Ba, oni nawet unikają kontaktu wzrokowego ze sobą, więc jedyne co przerywa ciszę, to dżingielki na kolejnych stacjach, informujące o zamykaniu drzwi (szczerze polubiłem te muzyczki :D ).
Odwiedzamy Yasukuni Shrine i pobliskie muzeum wojny, które jest hołdem dla dzielnych, niosących pokój i wyzwolenie, japońskich żołnierzy, którzy walczyli o lepsze jutro Azji. Czy jakoś tak ;)
Jaruzelski?
Głodzilla
Duuuuże Shinmei torii
Przechodzimy na drugą stronę ulicy, gdzie znajdują się ogólnodostępne Ogrody Pałacu Cesarskiego. Tu wiadomo - wszystko po japońsku – czyli perfekcyjnie. Przy wejściu dostajemy numerek, który zwracamy wychodząc. Taki system bezpieczeństwa, żeby nikt nie został na noc w krzakach. Trawa lepsza niż na stadionie Lecha :lol: