+2
Adżi 22 lutego 2018 16:51
Image

Image

Image

Image

Image

Image


Udaliśmy się pociągiem do KL Sentral, aby pochodzić trochę po Little India. Generalnie misz-masz :D
Kolejny cel – KLCC Park, czyli słynne bliźniacze wieże Petronas Towers, gdzie Sean Connery i Catherine Zeta-Jones wykradali miliardy.
Później jeszcze kilka kursów po mieście bezpłatnymi, fioletowymi autobusami GOKL. Ciekawym jest, że jedyne komary jakie widziałem w mieście były właśnie w tych autobusach :o

W mieszkaniu stwierdziliśmy że czas wypróbować infinity pool na dachu naszego wieżowca Regalia Residence. Widok stamtąd jest zapierający. Lokalizacja budynku jest bardzo dobra, mieszkanie całkiem w porządku. Gdyby tylko nie te popierdzielające po kuchni karaluchy… :roll:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image



Dzisiejszy dzień był przeznaczony na typowe szwendanie się. Zwiedzaliśmy okolice w których jeszcze nie byliśmy. W mieście czuliśmy się już jak u siebie. Nawet nie zwracaliśmy już wieczorem specjalnej uwagi na szczury przebiegające nam drogę, mimo że niektóre były wielkości kota :D
Po zmroku ponownie zawitaliśmy do KLCC Park aby obejrzeć pokaz tutejszej fontanny multimedialnej. Ma potencjał, tylko muszą popracować trochę nad synchronem, bo póki co to muzyka jest tam zbędnym dodatkiem ;)
Jutro czeka nas lot w miejsce którego nie mogę się już doczekać…

Image

Image

Image

Image

Image

Image

ImageWiele interesujących kierunków było w zasięgu ręki ze stolicy Malezji. Jednak przeglądając listę destynacji Air Asia zainteresowało mnie Bandar Seri Begawan. Szybki research u wujka google i już mogłem sobie odpowiedzieć cóż to - stolica Brunei. Na temat tego państwa wiedziałem tylko tyle że… istnieje. Zaciekawiony, postanowiłem poszukać jakiś relacji z malutkiego kraju, zajmującego niewielki skrawek północnej części Borneo. Zarówno w polskich (których nie ma zbyt dużo), jak i anglojęzycznych przekazach przewijały się głównie dwie kwestie. Nie ma tam jakiś spektakularnych atrakcji, ale też nie ma turystów. Ten kraj jest w zasadzie ciągle podróżniczo nieodkryty. Wtedy już wiedziałem że jest to miejsce które odwiedzę :)
Na tydzień przed wylotem Air Asia dość mocno mnie zdenerwowała odwołując nasz poranny lot i przekładając rezerwację na popołudnie. Z zakładanych 48h na miejscu zostało już o wiele mniej. Żeby dostać się do Brunei nie trzeba tłuc się po jakiś berlińskich konsulatach, wydawać pieniędzy na wizę i wymyślać historii, jak to po nocach mocno śnimy o tym miejscu. Obywatele polscy wjeżdżają po prostu na paszport.
A teraz druga wzmianka o tym, jak fajnie przypadł termin wyjazdu. Napisał do mnie Khairol, nasz brunejski host, że podczas pobytu czeka nas nie lada wydarzenie – Jubileusz 50. lat panowania Sułtana. Informacja o tym wydarzeniu znajdowała się nawet w gazetce pokładowej Air Asia.
Odprawa po przylocie przebiegła sprawnie i szybko. Dostaliśmy podobny druczek do wypełnienia, jak przy wjeździe do Singapuru. Również z informacją o tym, że przemyt narkotyków karany jest śmiercią. Zresztą to co jeszcze łączy oba państwa, to waluty, które związane są sztywnym kursem 1:1, przez co można zamiennie nimi płacić w obu krajach.

Image

Image

Image

Image


Przed lotniskiem złapaliśmy busika i za 1$ brunejskiego pojechaliśmy do centrum. Tutaj przesiadka na innego busa, upewnienie u konduktorki czy na pewno dojedziemy tam gdzie chcemy i kolejny dolar. Na szczęście porozumiewanie się w Brunei jest raczej bezproblemowe. Spora część obywateli jest dobrze wykształcona, zna angielski oraz jest ciekawa świata.

Image

Image


Wysiadamy tuż przy Jame' Asr Hassanil Bolkiah, czyli meczecie na cześć panującego sułtana. Po kilku minutach marszu zatrzymuje się obok nas samochód. To Khairol! Nie mógł się nas doczekać, więc wyjechał pokrążyć po okolicy. Plus małej liczby turystów – dwie białe osoby drepczące z plecakami łatwo wypatrzeć. Szczególnie że tu praktycznie nikt więcej nie chodzi pieszo :P
Dobrze że po nas wyjechał bo szliśmy nie do końca w tę uliczkę w którą powinniśmy. Niestety ani mapy google, ani bardzo lubiane przeze mnie Osm tak do końca nie radzą sobie w tym miejscu.
Khairol mówi że ma dla nas niespodziankę. Zawozi nas autem do The Empire Country Club, czyli najdroższego kompleksu wypoczynkowego w Brunei. Tutaj zatrzymali się wszyscy najważniejsi goście jutrzejszego wydarzenia, w tym brytyjski Książę Edward. W związku z tym wprowadzono niezwykle rygorystyczne środki bezpieczeństwa. Nasz nowy kolega jednak specjalnie się tym nie przejmuje. W klapkach na nogach, jedną ręka w kieszeni i puszką coli w drugiej niespiesznie przechodzi przez bramki, czym od razu wywołuje ich głośne piszczenie. Nie robi to na nim jednak żadnego wrażenia. Spoglądając tylko w stronę obsługi hotelowej wymienia powitania :D
Podążamy za Khairolem, czym nie uciszamy bramek. Mina gości hotelowych - z wyciągniętymi na wierzch kieszeniami i wszystkimi rzeczami wyłożonymi na taśmę – bezcenna.
Zostawia nas w otwartej części basenowej i mówi że wróci za 15 minut. Mamy czas aby porobić zdjęcia. Choć dotarliśmy już niemal pod koniec zachodu słońca, to i tak widok jest imponujący. W Brunei taki widok można obserwować niemal każdego dnia. Przy powrocie z basenów do hotelu historia z bramkami podobna jak wcześniej 8-)
Jesteśmy już nieco zmęczeni, ale również głodni, więc Khairol zawozi nas do jednego z food courtów. Wieczorami tutaj rozkwita życie. Jest całkiem tłoczno. Na pytanie czy jest jakieś typowo brunejskie danie Khairol nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć. Na zachętę częstuje czymś co przypomina szaszłyka z kurczaka w miodzie. Kuchnia przypomina tę z Malezji i Singapuru. Zamawiamy coś co podoba nam się na obrazkach. Do tego wodę kokosową :D

Image

Image

Image


Z samego rana budzą nas nawoływania do modlitwy z pobliskiego meczetu. Sprzęt nagłaśniający mają niczego sobie, bo w tym momencie zdecydowanie wolałbym aby ktoś w pokoju obok naparzał wiertarką.
Ledwo zdążyliśmy wyjść na główną drogę, a już po chwili zatrzymał się jakiś samochód. W środku para, pytają się czy nas podwieźć. Jadą na obchody do centrum. My chcemy jeszcze najpierw zobaczyć pałac sułtana. Podwożą nas najbliżej jak to możliwe. Dalej jest już zamknięta dla ruchu droga. Sam pałac zza bramy nie prezentuje się jakoś super imponująco. Jednak kompleks jest przeogromny. Mieści ponad 1700 pokoi i 257 łazienek. Sułtan, który jest jednym z najbogatszych ludzi na ziemi, ma też kolekcję 5000 samochodów.
Droga Raja Isteri Pengiran Anak Saleha jest dzisiaj w całości zamknięta dla ruchu. Wzdłuż niej stoją za to tysiące Brunejczyków, którzy oczekują uroczystej defilady. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy ciepły. Temperatura wynosi 34 stopnie, jednak przez prażące słońce i sporą wilgotność, odczuwalna jest przynajmniej o 10 stopni wyższa.
Maszerujemy w stronę meczetu Masjid Omar. Mówiłem już jak nieodkrytym turystycznie krajem jest Brunei? To warto o tym wspomnieć raz jeszcze. Przez całą 3km trasę, gdzie stały tłumy ludzi, zachodnich turystów byłbym w stanie policzyć na palcach jednej ręki :)
Podczas naszego marszu wiele osób zerkało na nas z zaciekawieniem, a dzieciaki uśmiechały się i machały. Niektórzy nawet robili nam zdjęcia :D Czuliśmy się nieco, jak jedna z atrakcji przed głównym wydarzeniem dnia ;)

Image

Image

Image

Image


Meczet Omar Ali Saifuddin stoi w centralnej części Bandar Seri Begawan. Ciężko go nie zauważyć, wraz z jego lśniącą, złotą kopułą. Dopełnieniem tej wielkiej budowli jest betonowa łódź pośrodku sztucznego stawu.

Image

Image

Planowaliśmy odwiedzić muzeum Royal Regalia ale, ze względu na dzisiejsze uroczystości , było nieczynne. Zamiast tego poszliśmy do Burger Kinga :lol: Mają klimatyzację, a po tylu kilometrach, czuliśmy że tego nam trzeba. Niedługo później trasą przejechał sułtan. Osobiście spodziewałem się bardziej spektakularnego widowiska. Chwilę po tym wszyscy Brunejczycy ruszyli i… niemal natychmiast stanęli. Każdy przyjechał na obchody samochodem, ale w tym momencie przepustowość lokalnych dróg tego niewytrzymała. Podobnie wyglądało to na przystani, gdzie wszyscy mieszkańcy Kampong Ayer, zapragnęli wrócić do siebie. Mimo że łódek-taxi było całkiem sporo, w tym takie marki jak Ferrari i Despacito, to i tak kolejka była baaaaardzo długa. Kampong Ayer, nazywane czasem „Wenecją Wschodu”, to trzydziestotysięczna wioska na wodzie. Są tu szkoły, meczety, policja, straż. Niemal nie ma potrzeby schodzenia na ląd :) Swego czasu były nawet plany przeniesienia mieszkańców do nowych, zbudowanych na betonowych palach, domów, które oferują o wiele wyższy standard, jednak Brunejczycy nie palą się do przeprowadzki.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Niemal w środku miasta znajduje się spokojne, ciche miejsce – Tasek Lama. Park jest naprawdę rozległy. Znajduje się tam sporo szlaków, którymi można przemierzać teren wśród bujnej roślinności.
Spotkaliśmy tutaj warany i makaki. Jednak te małpy nie były równie przyjacielskie jak ich krewne z Batu Caves. Zdecydowanie mogłyby zaatakować gdybyśmy chcieli podejść za blisko.

Image

Image

Image

Image


Pora obiadu. Padło na japońską knajpę, żeby trochę odpocząć od malajskiego tłuszczu :P W Brunei nie jest tak tanio jak w Malezji, ale zdecydowanie taniej niż w Singapurze za sprawą tego, że nie ma tu podatku VAT. Tak, tak, są takie cudowne miejsca na świecie :D Dodatkowo Brunejczycy cieszą się brakiem podatku dochodowego, darmową służbą zdrowia i edukacją.

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

juggler5 14 maja 2018 11:17 Odpowiedz
Czekam na dalszy ciąg:)
36820 29 maja 2018 12:51 Odpowiedz
Praca, kolejna podróż... wiem, trochę przysnąłem z dokończeniem relacji, ale na początku czerwca postaram się to uczynić :)
xyrxis 16 sierpnia 2018 14:35 Odpowiedz
@Adżi, domagamy sie dalszej czesci!
romiczka 15 marca 2019 20:53 Odpowiedz
Byłam z moją siostrą na Borneo w stanie Sarawak, a najwięcej czasu spędziłyśmy w Bako National Park- Parku Narodowym, na który dopływa się tylko łódką. Byłyśmy w Bako 4 dni, a poniżej filmik przedstawiający piękno tamtejszej natury. Brak samochodów, słaby Internet i piękne widoki i natura, tego nam było trzeba:https://www.youtube.com/watch?v=j7MZ5BvFHUw